STAR TREK JAKO ZJAWISKO: POCZĄTEK

Wielu ludzi, szczególnie w Polsce – kraju, który bardzo długo był oddzielony od Zachodu żelazną kurtyną – uważa, że fenomen zwany Star Trek zaczął się od filmu „Star Trek: The Motion Pictures”, który z kolei został zrealizowany na fali powodzenia „Gwiezdnych Wojen” i „Odysei Kosmicznej” (do której bywa zresztą często porównywany). Nic bardziej błędnego. W roku, w którym George Lucas przedstawił światu pierwszą odsłonę swej Gwiezdnej Sagi,  Star Trek jako zjawisko w świecie pop-kultury istniał już od jedenastu lat. I miało bardzo rozwinięty fandom.

Wszystko zaczęło sie w 1964 roku, gdy mało znany, ale obiecujący reżyser, Gene Roddenberry, przedstawił wytwórni CBS projekt nowego serialu. Nazwał go półżartem „Wagon train to stars”, nawiązując do krytych płóciennymi budami wozów osadników z Dzikiego Zachodu. Nie były to czasy koniunktury dla sf, ale mimo to pozwolono reżyserowi zrealizować i przedstawić do zatwierdzenia odcinek pilotażowy. Nie można powiedzieć, by Roddenberry nie przyłożył się do pracy, ale mimo to pierwszy pilot serialu, „The Cage”, okazał się klapą. Szefowie CBS zakwestionowali wszystko – od samej fabuły po postacie. Szczególną nienawiścią obdarzyli dwie z nich: dziwaka o spiczastych uszach oraz pierwszego oficera, który miał nieszczęście być kobietą. Po wielu naradach postanowili dać reżyserowi jeszcze jedną szansę, ale pod warunkiem, że pozbędzie się któregoś z budzących ich sprzeciw aktorów. Wyraźnie przy tym dali do zrozumienia, że chodzi im raczej o Lee Chudec, grającą pierwszego oficera. Dziś może się nam wydać śmieszne to, że uważali po prostu za rzecz niesmaczną i kulturowo niebezpieczną, by ubrana w spodnie kobieta dowodziła statkiem. Ich bigoteria skrupiła się na Bogu ducha winnej aktorce, którą trzeba było usunąć z obsady.

Drugi pilot, „Where No One Has Gone Before”, bardziej przypadł decydentom do gustu i reżyser dostał pozwolenie na rozpoczęcie regularnej pracy nad serialem. Musiał jednak pójść na pewne ustępstwa. Kobiety miały być „kobiece” i po kobiecemu ubrane (co zresztą wypadło wręcz absurdalnie), ze scenariusza usunięto fragmenty, wskazujące na naukowy ateizm (Roddenberry musiał się na to zgodzić, choć kategorycznie odmówił wprowadzenia postaci pokładowego kapelana) oraz rozwiązano sprawę spiczastouchego Mr Spocka. Mógł zostać, ale pod warunkiem, że będzie jedynie czymś w rodzaju „żywej dekoracji”, nikim ważnym dla akcji. Zastrzeżenia budził jego diaboliczny wygląd, mogący obrażać uczucia religijne i nasuwać satanistyczne skojarzenia. Czas pokazał, że były to obawy na wyrost, a uszy Spocka stały się najbardziej rozpoznawalnym elementem „Star Treka”.

Był rok 1966. Star Trek oficjalnie rozpoczął swą telewizyjną karierę. Początkowo nawet William Shatner, który jako kapitan statku zastąpił Jeffreya Huntera z „The Cage”, był nastawiony sceptycznie co do możliwości przetrwania serialu. Rolę przyjął jedynie dlatego, że rozpaczliwie potrzebował pieniędzy. Również pozostali aktorzy zaangażowali się w projekt Roddenberry’ego z podobnych pobudek. Żadne z nich nie było sławne ani szczególnie dobrze ustawione w hollywoodzkim światku, ani nie miało przed sobą dobrych perspektyw. Roddenberry dobierał swą obsadę, nie szukając gwiazd, na które zresztą nie byłoby go stać, dysponował bowiem budżetem 180.000 dolarów na odcinek i brakowało mu dosłownie na wszystko. Mając bardzo dokładną wizję tego, co chce osiągnąć, reżyser zadbał o to, by w załodze statku USS Enterprise znaleźli się ludzie, reprezentujący różne temperamenty, rasy i przynależności narodowe. W obsadzie szkieletowej znalazł się więc Amerykanin (oczywiście kapitan), Japończyk, Afrykanka, Szkot…. O tym, jakie to było ważne, będzie mowa w drugiej części.

Na początku „Star Trek” miał bardzo słabą oglądalność, która jednak zaczęła szybko rosnąć. Nigdy nie osiągnęła poziomu, który by zadowolił szefów CBS i wytwórni Desilu, ale aż do kasacji serialu po trzech sezonach emisji, stale notowała tendencje zwyżkową. Od wcześniejszego przerwania produkcji, do czego się kilkakrotnie przymierzano, ratowały go setki i tysiące listów od fanów. Oglądali wszyscy – dzieci, dorośli, mężczyźni, kobiety, robotnicy, naukowcy, politycy (wielkim fanem serialu był na przykład Martin Luther King). Przerwanie produkcji było więc całkowitym zaskoczeniem, a powody, dla których podjęto taką decyzję, do dziś pozostają dość tajemnicze. Nigdy ich nie ujawniono, choć oficjalna deklaracja brzmiała, że zadecydowała właśnie oglądalność. Ponieważ fakty są takie, że była coraz większa i rosła nadal, argument ten wydaje się być niepoważny. Nie mogło też chodzić o koszty, ponieważ od samego początku serial kręcony był przy minimalnych nakładach, co niestety widać. Jedyną przyczyną, która zdaje się być prawdopodobna, jest polityczny i społeczny wydźwięk „Star Treka”, bardzo niewygodny dla oficjalnej linii amerykańskiej telewizji, bardzo wówczas purytańskiej i zależnej od polityki.

Kasacja „Star Treka” miała być klęską marzeń jego twórcy. On sam uwierzył, że został pokonany, i to do tego stopnia, że ulegając rozgoryczeniu za niewielką sumę zrzekł się praw do swego serialu. Wszyscy w Hollywood prorokowali, że za rok nikt nie będzie już pamiętał o dzielnej załodze USS Enterprise i jej przygodach na obcych planetach. Stało się jednak inaczej.
C.D.N.

Luiza „Eviva” Dobrzyńska

(Druga część historii serialu Star Trek)

(Trzecia część historii serialu Star Trek)

About the author
Technik MD, czyli maniakalno-depresyjny. Histeryczna miłośniczka kotów, Star Treka i książek. Na co dzień pracuje z dziećmi, nic więc dziwnego, że zamiast starzeć się z godnością dziecinnieje coraz bardziej. Główna wada: pisze. Główna zaleta: może pisać na dowolny temat...

2 komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *