5 kwietnia – przedrocznica Pierwszego Kontaktu

Pierwszy Kontakt
Pierwszy Kontakt

5 kwietnia 2063 roku. Noc. Pole obok miasteczka Bozeman, Montana. Z nieba spływa niemal bezszelestnie statek międzygwiezdny i ląduje na oczach przypatrujących się temu ludzi.  Szmer niepokoju wśród zebranych. Powoli opuszcza się trap, po którym schodzi postać otulona w lśniący, czarny płaszcz. Wśród ludzi widać poruszenie. Nie są pewni, co moją robić i co się teraz wydarzy. Jeden z nich występuje naprzód. Jest to inżynier Zefram Cochrane, konstruktor pierwszego ziemskiego silnika warp – napędu pozwalającego na osiągnięcie szybkości nadświetlnej. Na razie może osiągnąć tylko mizerne przyspieszenie rzędu najwyżej warp 2, ale twórca silnika wierzy niezłomnie w to, że w niedalekiej przyszłości będzie można uzyskać warp 5, a nawet więcej.

Przybysz podchodzi i odrzuca kaptur z głowy. Jest humanoidem. Ukazuje ludziom ascetyczną twarz o ukośnych brwiach, gładko zaczesane włosy oraz charakterystyczne, spiczaste uszy. Niespiesznie unosi prawą rękę i rozstawia palce w geście taal – wolkańskim pozdrowieniu, i wypowiada znamienne słowa „Live long and prosper„.
Na twarzy Cachrane’a odbija się ulga i radość. Próbuje powtórzyć gest powitalny, a potem po prostu wyciąga dłoń. Pierwsze lody zostały przełamane.

To wszystko można zobaczyć w filmie „Star Trek: Pierwszy kontakt„. Gene Roddenberry, ojciec Star Treka, bardzo dokładnie określił datę przybycia Wolkan na Ziemię – 5 kwietnia 2063. Rasa zimnych logików od dawna obserwowała ludzkie poczynania, nie próbując jednak interweniować. Ludzie od początku budzili odrazę wysoce etycznych i nieagresywnych Wolkan, a mimo to w pewien sposób ich fascynowali.

Aroganccy jak Andorianie, dumni i uparci jak Telaryci – mówi ambasador Soval w jednym z odcinków serialu Star Trek EnterpriseW jednej chwili ulegają prymitywnym emocjom jak Klingoni, by w drugiej gloryfikować logikę.”

W oczach Wolkan ludzka rasa stanowiła i nadal stanowi istny chaos różnych cech, często wykluczających się nawzajem. To dlatego byli oni tak bardzo zaniepokojeni faktem odkrycia przez Cochrane’a metody na przekroczenie przez statek gwiezdny prędkości światła. Właściwie byli nie tyle nawet zaniepokojeni, co przerażeni. W kosmos miała wyruszyć rasa, której przedstawiciele jeszcze tak niedawno prowadzili okrutne wojny, wyniszczające całe grupy narodowościowe… Właściwie nie do końca wiadomo, czy Wolkanie w ogóle rozumieją ideę „narodu” czy „rasy” w obrębie jednego gatunku istot, zamieszkujących tę sama planetę. Z ich słów wynikało by, że jest to specyfika czysto ziemska, nie mająca odpowiednika na poznanych wcześniej planetach. I jeszcze jeden argument przemawiający za tym, że najlepiej byłoby zatrzymać ludzi w ich układzie słonecznym.

Wolkanie zdecydowali się na „pierwszy kontakt” dopiero po skonstruowaniu przez Cochrane’a pierwszego silnika warp – właściwie dlaczego? Przez blisko sto lat po tym wydarzeniu hamowali dalsze prace i opóźniali pierwszą misję statku dalekiego zasięgu w obawie przed ludzką gwałtownością, mogącą być przyczyną konfliktów w kontaktach z innymi rasami. Patrząc z ich punktu widzenia można to zrozumieć, można jednak postawić pytanie, czemu jednak zwlekali tak długo. Mogli przecież wylądować wcześniej i w ogóle nie dopuścić do skonstruowania silnika Cochrane’a. Tak byłoby łatwiej i bezpieczniej, i odwlekłoby to chwilę wyruszenia ludzi w głęboki kosmos znacznie dalej. A więc dlaczego?

Odpowiedź jest prosta: podstawą wolkańskiej cywilizacji jest logika i etyka, której nie wolno naginać zależnie od okoliczności. Jedną z wolkańskich zasad jest nieingerowanie w rozwój cywilizacji prewarpowych. Logicy o spiczastych uszach wypracowali teorię, zgodnie z którą dostarczenie cywilizacji „niedojrzałej” techniki wykraczającej poza jej możliwości musi mieć opłakane skutki. To dlatego obserwowali ludzi od stuleci, nie ujawniając się i czekając, aż Ziemianie sami rozwiążą swoje problemy. Miało to, według ich wyliczeń, trwać bardzo długo, ale ludzie ich zaskoczyli – w ciągu zaledwie stulecia zlikwidowali u siebie wojny, głód i choroby, a potem zbudowali pierwszy prototyp statku gwiezdnego. Samym Wolkanom odbudowa ich cywilizacji po wyniszczającej planetę wojnie totalnej zabrała półtora tysiąca lat. Ludzkie tempo ich przeraziło, a jeszcze bardziej to, że mieszkańcy Ziemi bardzo przypominali im ich własne społeczeństwo z czasów wojen i chaosu. To dlatego Wolkanie zdecydowali, że nie będą już dłużej zwlekać. Ich misją stało się POWSTRZYMANIE rozwoju ludzkości tak, by wyruszyła ona na podbój przestrzeni kosmicznej jak najpóźniej. Udawało im się to przez stulecie. W kategoriach wolkańskich to niewiele, średnia życia na ich planecie wynosi bowiem 205 lat, ale dla ludzi było to zbyt długo. W końcu przeciwstawili się sojusznikom i pierwszy statek gwiezdny o nazwie Enterprise, wyposażony w silnik pozwalający osiągnąć przyspieszenie warp 5, wyruszył w misję badawczą.

Gene Roddenberry nieco przesadził ze swym optymizmem. Wiemy już, że jeśli nastąpi stulecie, w którym likwidacji ulegną wojny, głód i choroby, to nie będzie nim jeszcze ten wiek, w którym żyjemy. Ludzka mentalność ewoluuje znacznie wolniej niż nauka i technika, i zdaje się, że właśnie tego obawiali się Wolkanie, choć wg twórcy Star Treka mieli do czynienia z ludzkością już znacznie lepszą niż obecna. Co by się stało, gdyby mieszkańcy planety Vulcan – wg kanonu odległej o 16 lat świetlnych od Ziemi – przybyli dzisiaj? Zapewne powitano by ich tak jak zrobiono to w Mirror Universe, lustrzanym wszechświecie, gdzie rozwój ludzkości poszedł w kierunku totalitarnego ucisku. Po prostu by ich zabito. Jeśli nie zrobiliby tego „normalni ludzie”, to na pewno postąpiłoby tak wojsko, pragnące zagarnąć obcą technologię. Taka jest smutna prawda. Przybysze zostaliby potraktowani jako potencjalni agresorzy lub posiadacze technologii, które „dla dobra ludzkości” koniecznie trzeba zagarnąć. Z tym nastawieniem próbują walczyć trekkerzy całego świata, od lat organizujący „przedrocznicę” Pierwszego Kontaktu. Służy ona przywołaniu idei Gene’a Roddenberry’ego, który niezłomnie wierzył w ewolucję ludzkości w kierunku lepszego, bardziej sprawiedliwego świata. Jego optymizm był może zbyt wielki, ale mimo wszystko uzasadniony – w końcu ludzkość ewoluuje, tyle że znacznie wolniej, niż wszyscy byśmy chcieli.

Trekkerzy próbują przyspieszyć trochę ewolucję ludzkiej myśli i etyki. Być może robią to naiwnie i na pozór bez szans powodzenia – organizując konwenty, propagując ideały Roddenberry’ego i rozwijając ukochane uniwersum. Nie wystarcza mi sześć seriali, w tym trzy siedmiosezonowe i dwanaście filmów kinowych, z których ostatni będzie miał swą premierę w maju tego roku. Nie wystarcza im ogromna, wciąż rozrastająca się biblioteka trekowych książek, rozwijających poszczególne wątlki w całe epopeje i oficjalne serie komiksowe. Fani tworzą własne seriale online, w których czasem biorą nawet udział gwiazdy Star Treka (tacy jak Walter Koenig czy Tim Russ), piszą też powieści typu fanfiction. Należy żałować, że z powodu nieprzejednanej postawy wytwórni Paramount Pictures, dysponującej prawami autorskimi do Star Treka, owe powieści i fanseriale – często bardzo ciekawe i niebanalne – nie mają szans na oficjalne wydanie. Z ideałami i optymizmem wygrywają tu prozaiczne pieniądze i żądza utrzymania pełnej kontroli nad produktem. Wygląda na to, że aby to zmienić, rzeczywiście potrzeba by jakiegoś „Pierwszego Kontaktu” – choć można powątpiewać, czy nawet sami Wolkanie przekonaliby dzisiejszych potentatów do zmiany nastawienia. Pewnie dlatego na razie milczą i obserwują.

W tym roku wypada okrągła, pięćdziesiąta „przedrocznica” Pierwszego Kontaktu. Na całym świecie odbędą się z tej okazji imprezy i spotkania fanowskie. Wielu tak zwanych trzeźwo myślących ludzi puka się w czoło, pytajac jak można urządzać święto na cześć czegoś, co nie tylko jest fikcją samo w sobie, ale nawet według kalendarza jeszcze się nie wydarzyło. Dla trekkerów jednak data 5 kwietnia 2063 roku ma znaczenie symboliczne i podchodzą do niej bardzo poważnie. I kto wie, może dzięki takiej postawie w dalekiej przyszłości będzie się ich wymieniać jako ruch prekursorów nowego sposobu myślenia. Nie jest przecież wykluczone, że nasi potomkowie uznaję, iż lepiej jest uczcić radosne wydarzenie, którego życzymy sobie na przyszłość, niż pamięć o jakiejś dawnej wojnie, co pochłonęła miliony istnień i nie przyniosła światu nic oprócz cierpienia.

Luiza „Eviva” Dobrzyńska

About the author
Technik MD, czyli maniakalno-depresyjny. Histeryczna miłośniczka kotów, Star Treka i książek. Na co dzień pracuje z dziećmi, nic więc dziwnego, że zamiast starzeć się z godnością dziecinnieje coraz bardziej. Główna wada: pisze. Główna zaleta: może pisać na dowolny temat...

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *