#3. oto i TO

Autor zapewne nie byłby na mnie zły za umieszczenie tutaj swojego tekstu. Był moim przyjacielem, pisał fantastycznie, choć pokrętnie. Jakiś czas temu nas opuścił.

Powiedzcie co o tym myślicie – jeśli się spodoba, postaram się umieścić tu jego powieść.

____
Był kiedyś człowiek, który zamykał w swym ciele mądrość istot wykształconych
Mimo, iż jego żywot był zmąconą magmą zestygniętych wątków życiowych
Składającą się z upadków i kłód przez złowieszczy los rzucanych pod nogi
Wciąż znajdował siłę przekraczania samego siebie, poprzez cudze progi

Pomagała mu w tym jego wyssana z mlekiem matki szczera Wiara dozgonna,
Podsycana nieokiełznaną wyobraźnią żywą – jasną jak średniowieczna pochodnia
Ludzie go znali, bo był on dla wielu tajemniczym płótnem, sarkofagiem, człekiem
Który rozświetlał ciemność w cudzych sercach i wskazywał drogę płynącą mlekiem.

Nie wszystkim jednak odpowiadał jego szczery uśmiech i słowa niosące siłę Miliona
Nienawistnie zazdrośni wrogowie krzywdzili go, mimo odgórnej wiedzy, że on ich pokona
Dlatego skupiał się na innych problemach niż wyzwiska czy sine rany i głuche uderzenia
Dobrocią walczył, dowodząc jak długa i naznaczona tępym bólem jest droga do odkupienia

Krył on jednak przed światem swoją najgłębszą, malutką niczym kropelka goryczy tajemnicę
Kłamstwem był ów ten sekret, niekrzywdzący nikogo – pełniący rolę lekarstwa na gruźlicę
Wszak potrzebuje czasem człowiek stojący na krawędzi swojej duchowej wytrzymałości
Niewinnego kłamstewka, które pozwoli zrozumieć, uwierzyć i wrócić do poczytalności

Niestety czarne chmury spowiły niebo odcinając go od życiodajnych słonecznych promieni
Zimny wiatr porwał istotne prawdy wypełniając jego serce bólem wyrywanych rozkoszy korzeni
Grad czerwonych łez sypnął nagle z przeniknionego słoną aurą dotkliwych wspomnień nieba
Co zmieniło go w istotę samotnie smutną w swej nieskończonej męce śmiertelnego odrzucenia

Nim jednak niewzruszony czas dopełnił się w swoistym rytmicznym cyklu niepowtarzalności
Udało mu się wydostać z swego wewnętrznego więzienia przenikając przez kraty skromności
Wyprostował się dumnie i otrzepał swoje nagie ciało z resztek potłuczonej na drobny pył żałoby
Aby stać się kimś nowym, kto posiadł i stracił najbliższe swemu sercu odory erotycznej alkowy

Wkroczył jako odmieniony człowiek w swe prawie całkiem zapomniane, niegdyś życie swoje
Starając się znaleźć najmniejszą cząstkę przeszłości rozmytą przez krwawego sumienia boje
I udało mu się w ostatecznej bitwie wyrwać losowi czar dawnych dni swoimi wspomnieniami
Dokonał tego jednak postępkiem karmiąc przyjaciół i wrogów wynaturzonymi kłamstwami

Nie były to już kłamstwa maleńkie, niczym piórko łechtające ciepłym powietrzem letniego oddechu
Były to upiorne powieści, mściwie snute baśnie niczym wnętrzności patroszonego bydła w pośpiechu
Mała kropelka goryczy, która była wielkim darem zesłanym najwidoczniej z królestwa niebieskiego
Zmieniła się w trujące jezioro pożerające ludzi, jak kwaśne wody płodowe ustroju szarlatańskiego

I spowiłby kłamstwami swe wszystkie dni, tworząc nierozwiązywalnych emocji pejzaż
Rozsiewając nasiona nieprawdy w ludzkich umysłach sunący we śnie jak czarny Mesjasz
Jednak był jeden człowiek, który ogarnął swoim sumieniem sekret kłamliwej egzystencji
Niwecząc jego chytry plan, wydzielający z zdrowego rozsądku coraz więcej trującej esencji

Był to człowiek w swej prostocie aż nadto nielichy, który w ufności kładący swe serce i dusze
Znający mrowie nieprawości człowieczych, zmieniał intymne koszmary w uczuciową głusze
Poznali się na początku schodów dorosłości, która przyobiecała nieśmiertelnością swą
Dozgonną przyjaźń i więź ponadludzką, aż do olśnienia – było to wszystko feralną grą

W teatralnej roli dramatycznej ofiary, od stóp do głów kłamstwem przesiąknięty jego mość
Nawet nie starał się zaprzeczać, że było inaczej – pozostała mu już tylko na samego siebie złość
I mimo szczerych chęci wyznania całej nieprawdy, którą rozpowiedział w cztery świata strony
Jego przyzwyczajona do krętactwa natura starała się go ratować, zrywając ostatnie trujące plony

Na zadane mu pytania ciężkie jak brzemię ochrzczonej niewinną krwią paryskich kobiet gilotyny
Odparł, że mimo iż nie pamięta dokładnie jak to było, to TAK, skłamał całkowicie bez przyczyny
Przyznał, że manipulował też uczciwością w imię przyjaźni i obaw przed nieznanymi kolejami losu
Tak aby tylko on był w centrum uwagi, wrzucając cudze zaufania do rozpalonego dla czarownic stosu

Tobie zawsze mówiłem prawdę! bronił się ostatkami nie skrzywdzonego rozsądku bastionem
Mówiłeś prawdę, lecz czy owe fakty były zawsze szczere i w dobrej wierze mi mówione?
Czy może bawiłeś się jak pokerzysta odkrywając całość stopniowo niezręcznymi kawałeczkami
Przedstawiając mi tym samym nierzeczywisty obraz sprawy, okraczony Twoimi zmyśleniami?

Mając w głowie miliard pytań powracających jak bezdenne echo studni, został sam jak palec
Przesiąknięty kłamstwem nie potrafił dostrzec w sobie winy, więc czuł się jak zdradzony malec
Myśląc, że ostatnia rozmowa z duchowym pobratańcem, to jakiś niezrozumiały barbarzyński żart
Nie pojął, że całej tej tragicznej farsie winna była jego zdradziecka, fałszerska talia kart

I siedział tak rozmyślając cały tydzień na szczycie swojej mrocznej jak nocne mary samotności
Wspominając stare czasy, które były kwintesencją jego niezwykle cennej niegdyś osobowości
Kiedyś umiał niczym poeta zestawiał w głowie uśmiechy bliskich w precyzyjnej konstrukcji poematu
Teraz rymy nie pasowały, rozmijały się jak niedawne kłamstwa odbiegające od szczerości dogmatu

Lecz nie tylko on tratując normalności argumenty siedział bijąc się z swoimi sprzecznymi emocjami,
Duchowy pobrataniec również teraz gdzieś leży pod nasiąkniętymi wieloletnią przyjaźnią podkładami,
Oddech ma płytki, klatka piersiowa z ledwością unosi ciężkie jak betonowe bloki relikty przyjaźni
Nie zaufam już nikomu! – chcąc zmyć z siebie przeszłości, wszedł zapłakany do zimnej łaźni.

 

Autor: Adam Parada

2 komentarze

  1. Zaczęłam czytać tekst pana Parady, nie wiedząc, czego się spodziewać, co myśleć o zapowiedzi „fantastyczne, choć pokrętnie”. Teraz już wiem i brakuje mi odpowiednich słów, by wyrazić, co czuję. Każde kolejne zdanie poruszało coś we mnie, przypominało o czymś… Aż strach pomyśleć, jak bardzo mogłaby poruszyć powieść.
    Strach, ale mam nadzieję, że uda się ją tutaj zamieścić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *