19 razy Katherine – John Green

19-razy-katherinePierwsze słowa Colina Singletona nie brzmiały „tata” lub „mama”, ani tym bardziej „papu”. Kiedy jako dwulatek odezwał się do rodziców, zamiast dukać pojedyncze słowa, od razu przeczytał cały nagłówek leżącej na stole gazety. Rodzice natychmiast wysłali go do psychologa i okazało się, że urodziło im się niezwykle uzdolnione dziecko.

Minęło piętnaście lat i Colinowi udało się dokonać kilku znaczących osiągnięć. Nauczył się posługiwać jedenastoma językami, ułożył setki anagramów, wygrał telewizyjny reality show dla młodych geniuszy i… dziewiętnaście razy został porzucony przez dziewczyny noszące to samo imię – Katherine.

Ostatnie porzucenie przeżywa najbardziej. W stanie nieomal agonalnej rozpaczy znajduje go Hassan, jego najlepszy przyjaciel. Wspólnie wybierają się w podróż po Ameryce, w czasie której Colin próbuje ułożyć Teorem o Zasadzie Przewidywalności Katherine – równanie przewidujące przyszłość każdego związku. Dla Colina to szansa na dokonanie czegoś niezwykłego i zapisanie się w historii świata. Dla Hassana zaś to kolejna okazja do oddawania się błogiemu nieróbstwu.

Bohaterowie wyruszają w podróż, ale już na drugim przystanku przerywają ją na dobre. Zatrzymują się w Gutshot, w stanie Tennessee, gdzie, ku ich zaskoczeniu, otrzymują zlecenie na pracę. Z pomocą młodej dziewczyny – Lindsey mają zebrać opowieści okolicznych mieszkańców i utrwalić ich historie dla potomnych.

„19 razy Katherine” jest czwartą z kolei książką Johna Greena wydaną w Polsce. Jest również, w porównaniu do poprzednich, pozycją najsłabszą, choć wciąż dobrą. Dzieje się tak z co najmniej kilku powodów.

Do głównego bohatera – Colina – niezwykle trudno zapałać sympatią. Oczywiście nie jest to warunek konieczny do czerpania radości z lektury, ale bywa pomocny w sytuacji, gdy jeden bohater dominuje na kartach całej powieści. Colin natomiast przez większość czasu marudzi, jęczy i rozmyśla nad spotykającymi go nieszczęściami, co nie przysparza mu uroku. Jedyne, co wydaje się w nim interesujące, to jego zdolność do gromadzenia naukowych ciekawostek. Zasypuje nimi swoich rozmówców, a tym samym również czytelnika. Dużo ciekawiej jest zarysowana postać Hassana, utracjusza korzystającego z pieniędzy swoich rodziców i stroniącego od nadmiernego wysiłku. Dzięki niemu, a także dzięki jego zabawnym uwagom postać Colina staje się zdecydowanie bardziej znośna. Niestety, tego samego nie można powiedzieć o Lindsey – chyba najbardziej mdłej postaci kobiecej spośród wszystkich stworzonych przez Johna Greena.

Być może jednym z powodów, dla których trudno nawiązać więź z bohaterem, jest zastosowanie w utworze narracji trzecioosobowej. Wydaje się, że korzystniejsze byłoby opowiedzenie tej historii w pierwszej osobie. Może wtedy utożsamienie z postacią Colina stałoby się łatwiejsze.

Brak również angażującej czytelnika dynamicznej akcji i niespodziewanych zwrotów fabularnych. Osią fabuły jest próba odkrycia matematycznego równania, ale powiązanie tej potrzeby z emocjami głównego bohatera nie jest przekonujące, przez co staje się abstrakcyjne i nie wiąże czytelnika z postacią. Sporo miejsca wypełniają tzw. dłużyzny – fragmenty, po których wycięciu odbiór książki pozostałyby bez zmian. Ich obecność natomiast zmniejsza dynamizm powieści.

Dla przeciwwagi należy wspomnieć o wplecionych w tekst retrospekcjach, gdzie główny bohater wspomina swoje związki ze wszystkimi dziewczynami o imieniu Katherine. To te fragmenty powieści, dzięki którym można przekonać się o emocjach buzujących w Colinie i na własnej skórze odczuć jego zmagania z przeszłością.

Warto też zauważyć, że język wykorzystany przez autora i struktura powieści pozostają na bardzo dobrym poziomie. Szczegółowość i bogactwo świata przedstawionego nadają wydarzeniom wyraz autentyczności.
Na osobną pochwałę zasługują również liczne w tekście anagramy i zabawy słowami. Ciekawym zabiegiem jest dołączenie do powieści aneksu, w którym dokładnie opisane są matematyczne zawiłości wymyślonego przez Colina twierdzenia. Są to rzeczy na wskroś oryginalne, zwłaszcza w literaturze młodzieżowej.

Ujmująco przedstawiony został także wątek przyjaźni pomiędzy Colinem a Hassanem – chyba najbardziej dopracowana relacja pomiędzy bohaterami w tej pozycji. Chciałoby się wręcz powiedzieć: proszę więcej!

To jednak trochę za mało, by zakochać się w „19 razy Katherine”. Być może jest to kwestia wysoko ustawionej przez Johna Greena poprzeczki. Należy mieć na uwadze, że o ile w Polsce to czwarta wydana książka tego autora, tak naprawdę chronologicznie jest ona drugą przez niego napisaną. Od tego czasu stworzył znacznie lepsze „Papierowe miasta” i „Gwiazd naszych wina”. Mimo wszystko, choć w porównaniu z nimi „19 razy Katherine” z konieczności zajmuje pozycję niższą, to wciąż warto sięgnąć po tę książkę. Zwłaszcza jeśli jest się fanem Johna Greena.

Julia Pokrzywa

Ocena 3/5

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *