15.03.2013

Zastanawiacie się zapewne, co oznacza tytułowa data? Już śpieszę z wyjaśnieniami. To dzień, który powinni sobie zapisać grubymi literami i podkreślić wszyscy fani SF. To właśnie na piętnastego marca  roku 2013 zaplanowano premierę filmu, którego oczekuję z niecierpliwością, ale też i z obawą.

„Gra Endera” Orsona S. Carda, bo o ekranizacji tej książki piszę, to jedna z najniezwyklejszych, ale również i najlepszych książek z gatunku fantastyki. To przykład, jak wiele można wycisnąć z pozornie oklepanego tematu Ziemianie kontra Obcy. Choć akurat w przypadku tej powieści Robale, mimo iż towarzyszą nam od początku do końca powieści, są przez dłuższy czas postaciami trzeciorzędnymi.

Cieszę się na myśl, że ta wspaniała książka zostanie w końcu zekranizowana. A obawiam, bo niestety reżyserzy, zwłaszcza amerykańscy, mają tendencję do trywializowania i komercjalizacji ekranizacji dobrych książek.

Poniekąd ich rozumiem, w końcu o ile do napisania książki wystarczy pisarz i jakiś nośnik, czy to papier, czy to dysk twardy komputera, o tyle realizacja filmu to już niebagatelne koszty i konieczność zatrudnienia sporego sztabu ludzi. No i najtrudniejsza rzecz, czyli znalezienie kompromisu między oczekiwaniami fanów a próbą dotarcia do jak najszerszego kręgu odbiorców, co ma znaczenie zwłaszcza w fantastyce. Bo o ile na komercyjną papkę w rodzaju Harrego Pottera widza ściągnąć łatwo, o tyle taka właśnie choćby „Gra Endera” nic przeciętnemu obywatelowi nie mówi.

Takie reżyserskie kompromisy niestety rzadko się sprawdzają. Oczywiście zagorzali fani powiedzą, że trudną, kultową powieść da się zekranizować w sposób satysfakcjonujący zarówno konesera gatunku, jak i przypadkowego widza. I jako przykład podadzą od razu „Blade Runnera”.  Oczywiście, będą mieli rację, ale tylko częściowo.

Zauważam bowiem niepokojące zjawisko – dobrą, fantastyczną książkę trudno sfilmować. Weźmy choćby „Diunę” – jako książka to arcydzieło literatury, ale zekranizować się jej najzwyczajniej w świecie nie da. Na próbie przeniesienia książki na ekran poległ nawet sam David Lynch. Podobnież inny klasyk, tym razem gatunku fantasy, czyli „Władca Pierścieni”. Oczywiście – swoje zarobił, wiem, że większości z Was się spodoba, ale ja wytrzymałem na nim jakieś pół godziny. Były fajne efekty specjalne, były hobbisty, był pierścień. Tylko zabrakło tego klimatu z książki.

Być może wpływ ma na to wspomniana wcześniej przeze mnie komercjalizacja. Zauważcie bowiem, że o ile pierwsze ekranizacje tekstów Philippa K. Dicka były naprawdę dobre („Pamięć absolutna”, „Screamers”) o tyle już „Impostor” czy „Raport mniejszości” gdzieś ten klimat zagubiły, stawiając w pierwszym rzędzie na tyleż efektowne, co bezsensowne gonitwy.

Mam nadzieję, że twórcy kinowej wersji „Gry Endera” nie będą skupiali się na efektach specjalnych, ale zrobią film, na który będzie warto pójść dla treści, a nie tylko efektownego 3D. Choć przed nimi niesamowicie trudne zadanie, ale głęboko wierzę, że za kilkanaście miesięcy kino SF wzbogaci się o kolejną kultową pozycję.

Robert Rusik

About the author
Robert Rusik
Urodził się w 1973 roku w Olkuszu. Obecnie mieszkaniec Słupcy, gdzie osiedlił się w 2003 roku. Pisze od stosunkowo niedawna, jego teksty publikowały „PKPzin”, "Kozirynek", "Cegła", "Szafa", „Szortal”. Ma na koncie kilka zwycięstw oraz wyróżnień zdobytych w różnych konkurach literackich (organizowanych m.in. przez portale Fantazyzone, Erynie, Weryfikatorium, Apeironmag, Szortal i inne), w tym prestiżową statuetkę „Pióro Roku 2009” przyznaną przez Słupeckie Towarzystwo Kulturalne. Przeważnie pisze fantastykę, choć zdarza mu się uciec w inne rejony literatury. Od 2010 roku felietonista Magazynu Kulturalnego „Apeiron”, od lipca 2011 także „Szuflady”. W 2012 roku ukazał się jego ebook „Isabelle”. Prywatnie szczęśliwy mąż oraz ojciec urodzonego w 2006 roku Michałka i urodzonej w 2012 roku Oleńki.

2 komentarze

  1. Moim zdaniem dużym problemem przy ekranizowaniu książek jest nadmiar materiału. Film ma ograniczenia czasowe, a większość powieści ma dużo więcej fabuły niż mieści się w 2 godzinach czasu ekranowego.

    W „Pamięci absolutnej” też jest mnóstwo pościgów i strzelanin, kiedyś nawet przeczytalam, że pada tam najwięcej trupów w historii kina, nie wiem czy to jest nadal aktualne. Z ekranizacji Dicka polecam „A scanner darkly”, bardzo ciekawie zrobiony film.

  2. Pamięć Absolutna nie jest jakimś wybitnym filmem i jest jako film przeciętny. Utarło się tak, ze ludzie chwalą starsze filmy i podają je za przykład, tylko dlatego, ze są starsze i, bo, udało im się uniknąć tej komercjalizacji, a na swoje czasy one tez były baaardzo komercyjne. A raport mniejszości, to bardzo dobry film s-f. Tylko, ze już się przejadł,zas do tych starszych filmow ma sie sentyment bo wywarły jakies pietno na nas za czasów młodości:).

    CO do Gry Endera. Książkę ogólnie przeczytałem do polowy, meczylem sie przy niej. Pomysl genialny, ale jakby nie do konca wykorzystany. Czekalem na moment, kiedy przyjdzie walczyc z obcymi, i myslalem, ze to bedzie takie: „woooooow”, a to bylo takie: „o, sa sobie kosmici”. Ja nie wiem, czy zostala spieprzona od strony stylu, czy moze cos innego zawiodlo. No, pomysl super, ale duszy zabraklo, rozterek, to takie wszystko bylo plytkie, nie wiem…moze opisy zle dobrane. ALe konstrukcja ksiazki bardzo dobra.

Skomentuj Przemek Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *